”By wezwać obsługę, uderz mocno i energicznie w patelnię” Smok Telesfor i leśni bracia z Baraniej.

 
Wiatr Harmonista ciepłym oddechem przenika witki zakwitających brzóz. Wchodzi między sady i nadrzeczne skraje, wędruje aleją bezkresnych połonin i skalistych progów, wspina się pod grzbiety niebosiężnych gór. Niby kwietniowy, już trochę majowy, szepce i śpiewa.  
O trawie, o strzelających pąkach stokrotek, o drzewach rozbielonych naręczem kwiatów, o zieloności wzgórz, o naszych tęsknieniach. Wraz z nim cicha ptasia kantylena wyrywa się spod powiek świtu. 
I tylko Ci zasłuchani w drżeniu swoich serc, ci spakowani i gotowi do drogi, usłyszą jej wymowną treść; trochę ptasią, trochę ludzką; bardzo wiosenną. 
Wiatr Harmonista podrywa moje pragnienia ku przestrzeni urodnych gór, gdzie powietrze pachnie ziołami i rosą, mgły wdzierają między gałęzie potężnych chojarów, a ponad nimi słońce, opasane błękitem nieba, bucha długimi, obfitymi lśnieniami.

 

Słyszę coraz donośniejszy tętent kroków; żywe echo niesie się otchłanią lasu i wybiega z jego wnętrza wprost na odsłonięte, nagie polany, porośnięte dojrzewającą trawą. Przywołuję pamięcią pejzaż jasnozielonych Beskidów, rozpalonych wiosną.
I nim wkrótce znowu ruszę w tę sielską krainę, by zaczerpnąć w pierś wiatru i ścigać obłogi, tańczące nad dalekimi polanami, – opowiem Wam o niezwykłym zakątku tych gór, po którym wędrowałam zeszłej wiosny wraz z zamiłowanymi w górach Aniołami północy.

 

Miejsce to zwie się… Telesforówka! Zastanawiacie się może, co to takiego? Niewielu pewnie o niej słyszało. Przyznam – choć nieśmiało – że i ja o kryjówce Smoka Telesfora bladego pojęcia nie miałam, mimo, że Beskidy – wydawać by się mogło – znam dość dobrze.

Ale chwila…! Nim zabiorę Was w tę szczególną krainę, opowiem o tym, co w krzakach piszczy na Baraniej…😃

 

BARANIA GÓRA
 
Swoją rajzę rozpoczęliśmy w okolicach Pietraszonki, gdyż współtowarzyszom bardzo chciałam pokazać Chatkę AKT Watry, do której żywię niemały sentyment. Przed laty o chacie opowiedział mi zaprzyjaźniony, emerytowany już przewodnik beskidzki, były prezes Klubu. To za jego udziałem niegdyś poznałam niesamowitych ludzi, zrzeszonych w AKT, a on wciąż z radością wspiera i obserwuje działalność, której w latach 60-tych wraz z innymi ówczesnymi studentami dał piękny początek. Klub słynie głównie z wypraw górskich, kajakowych i rowerowych. Podczas uroczystości przyjęcia do Klubu, nowoprzyjęci składają przysięgę oraz próbują słynnego barszczyku, za sprawą którego stają się ”prawdziwym gorczańskim zbójem”.

 

Jasno płonie watra w lesie, echo piosnke niesie w dal
i rozlega się dokoła pieśń cudownych gorczańskich hal 
Przy ognisku wiara siedzi i gotuje barszczyk swój
a kto barszczyk ten spróbuje ten prawdziwy gorczański zbój…
 
Zdjęcie archiwalne.

Leśną wstęgą południowych stoków Baraniej Góry zaczęliśmy przeprawiać się w kierunku kopulastego szczytu, zatrzymując się na krótki popas w upiornym gmachu schroniska Na Przysłopie, którego oprawa przypominała sadybę zesłanych. Opuściliśmy je z niemałą ulgą, by już po chwili piąć się w górę wśród świerkowych wiatrołomów.

Przez bezkresy nieba szły biało-granatowe kreatury kosmatych chmur; jedne szklące jak sznury pereł i korali tanzanitu, inne pierzaste jak drapieżniki o zakrzywionych szponach, niektóre przypominały sine, garbate widma z obrazów Beksińskiego. Trwoga! Zgroza! Okrucieństwo!
Kwiliłam w takt linii melodycznej zapieprzających za nami piorunów, a tu nikt ani myślał się zlęknąć. A skąd! Znad prawego ramienia usłyszałam przenikliwy komunikat. Na Baranią Górę nie dość, że idziemy, to jeszcze wejdziemy. Wiwat!

Wtem złowrogie ptasie odgłosy, dobiegające z głębi chaszczy, zatrzymały mnie wpół kroku i niemalże lamentem wysłowiły, doniosły; Nadciąga! Uciekajcie!
Leśni prześladowcy! Małe skrzydlate burz proroctwa!
Moja filozofia głosi; Gdy się w górach boisz – pogadaj sobie o tym – a jakże!
Ośmieliłam się przestrogę braci mniejszych niezwłocznie przekazać dwóm chwatom tej wyprawy, a ów ”dowcip” tak się przyjął, że przemierzając kolejne zakosy leśne, nie szczędzili sobie szerokich uśmiechów na twarzach i dyskusji na temat ptasiego stanu mojego ducha. Już ćwierkałam z radości, gdy ten z prawej – co szedł ze mną ramię w ramię – na każdy nowy dźwięk zasłyszany z otchłani gęstwiny, dociekał, co też ptaki tym razem próbują nam przekazać.
Jedno było pewne; on słyszał radosny śpiew skrzydlatych, nawołujący i zapraszający czym prędzej na szczyt góry, ja słyszałam upiorne mamroty istot dzielących się wiedzą tajemną.

Choć wszystkie znaki na ziemi i wszystkie znaki na horyzoncie, przemawiały głosem donośnym, że zaraz łupnie, strzeli, rąbnie i zostaną z nas farfocle – nie rąbnęło, nie strzeliło, nie łupnęło, a my nie dość, że cali to jeszcze uradowani, że świetliste krążowniki nie napłynęły ku nam, mimo wszystkich ptasich obietnic. Że choć kropi, mży się, to trawa zielona i zielona dusza. Że góry, że wiosna! Że las paruje! Chwilo trwaj!

Krajobrazy z wieży widokowej na Baraniej Górze.

Świeżość poburzowego lasu przepajała duszę krzepiącą siłą a koloryt jego tworzył miraż ziemskiego Edenu.  Tu szmaragdowe rozlewiska roślin – tam horyzont turkusowych grzbietów. Z gąszczu zwilgłych paproci wyłoniła się wąska, kamienista ścieżyna, która zawieść miała nas w drogę powrotną Doliną Białej Wisełki.
Zakrzepłe na drzewach kory, rozłupane podmuchami czasu, osłaniały żywość ich wnętrz, jak najczulszy instynkt matki ochrania główkę niemowlęcia. Z czeredy iglaków, wyrastały pojedyncze rośliny drzewiaste, a niektóre ich pnie i szyje korzeniowe, pokryły śliczne odroślowe pędy. Cały przytułek leśny pałał rytmem naszych serc.
Westchnęłam w duchu – przepełniając się oddechem – oto przestrzeń mojej wolności. Dzieło doskonałe! A tym doskonalsze, że współdzielone.

Spójrz Simba! Cała ta ziema opromieniona słońcem to nasze królestwo!

Każdy zakręt, skraj i wiraż odsłaniał galopujące niebem chmury, a spod ich lekkich torsów wynurzały się wgięcia dalekich masywów.
Znów słyszeliśmy przedziwną ptasią mowę – świętą mądrość ukrytą w naturze.
Delikatność tych stworzeń w spoczynku zdumiewa. Rozpiętość ich rozpostartych skrzydeł, gdy podrywają ciała ponad ziemię i wznoszą w bezkres powietrzny – onieśmiela.
Któż bardziej od ptaków zna się na tym, jak bez żadnych punktów odniesienia, przemierzać tysiące kilometrów nad oceanami i bezbłędnie trafiać do celu swej podróży? Któż przy wdechu i wydechu żywi się świeżym powietrzem? Któż ma w sobie tyle wolności i przestrzeni?
Ludzie chodzący po górach!
Szczególnie Ci, co ptaki kochają i w ich języku gwarzą.
I my sobie pogwarzyliśmy. O tym, jak dobrze jest wędrować i radość w sobie czuć. O sprawach ludzi i sprawach aniołów. O tym, kto wysoko wzbije się podskokiem w niebo, a kto ”ptaszka zrobi”.
Zdecydowanie na immunitet w tej kategorii zasłużył Anioł Wrzosowisk, bowiem Anioł Zadumy zamiast brać udział w naszych ptasich turniejach, oddalił się z wesolutkim uśmiechem, by zadumać bardziej jeszcze. Ja zaś mizerniejszą rozpiętość ramion miałam, i choć ręce rozłożyłam do szybowania, jak prawdziwy orzeł, nie zrobiłam tak ślicznego ptaszka, jak Anioł Wrzosowisk; temu wystarczyło podkulić na linii obojczyków przeguby nadgarstków, zatrzepotać i zaświergotać radośnie, by stać się prawdziwym – jego wysokość – Królem Skrzydlatych. 😃

Poniżej ostatnich stromych uskoków ścieżki, opadającej na doliny, w cieniu jodeł i buków, wylegiwał się potężny, martwy chojar, wyzuty z ziemi wraz z widlastymi korzeniami, a w prześwicie tych korzeni pierścieniowy otwór – w sam raz nadający się do powołania dziupli. W turnieju na najfajniejszą fotkę w otworze – wszyscy ochoczo udział wzięli!

Im niżej Doliną Białej Wisełki, tym atrakcji więcej; srebrzyste Kaskady Rodła z żywą figurą Kozicy.

Wtem umilkły wszystkie ptaki, a deszcz krzyknął rozpaczliwymi uderzeniami kropel. Brzęk jego, jak spłoszone stado dzikich zwierząt kopytnych ruszające wąwozem. Krople, jak tętent ich rozjuszonych kopyt, podrywający i rozrzucający przyległe do ziemi kamienie.  Uroczyska leśne zadrżały szeptem nieskończonej udręki, w bystrzach zakotłowało się od nadmiaru wody, a zmurszałe konary, porośnięte zabliźnioną korą, osunęły się jeszcze silniej w gniazda dzikich bylin. Wtedy wiatr – nieznajomy przechodzień – otulił swym lekkim tchnieniem nasze mokre ramiona. Z oddali, przy skraju drogi, dojrzeliśmy drewnianą chatę, a pod jej okapem znaleźliśmy schronienie.
Usiedliśmy radośni, pełni deszczu i miłości do gór. Gęste strugi biły jak dzwony. Wrzask ulewy narastał…

TELESFORÓWKA

Nazajutrz rozżarzona tarcza słońca rozpromieniła Beskidy wybuchem złocistych świateł. Migoczące blaski zawisły na szyjach gonnych drzew. Wyprężone jak struny przedzierały się przez najciemniejsze gęstowia, szły brzegiem lasu, wzdłuż polan i ścieżek, dosięgały postrzępionej grzywy przydrożnych zarośli, brzemiennych w pokraśniałe owoce poziomek. Obłędny zapach dzikości i słodyczy zatracał myśli, nęcił rozigrane zmysły, rozpościerał skrzydła fantazji.
Zwabiona, rozchylałam dłońmi drobniutkie listeczki, wydzierając roślinom ich aromatyczne płody. Owoce zbliżały się ku mnie, wierzchem trącając skrwawione sokiem palce; łatwo odrywały się od szypułek, spadały darami czyjejś dłoni na moją dłoń, przelatywały śródręczem wzdłuż linii życia, by po chwili sięgnąć warg.
Odurzona porowatą fakturą poziomek, wyczuwalną na języku, zatracałam się w leśnej biesiadzie i zatracaniu temu końca by nie było, gdyby nie czas, co naglił do wyruszenia wzwyż, ku tajemniczej… Telesforówce.

Niespodzianie moi kompani zniknęli za odległym zakosem, a ja spiesząc za nimi, wpół oddechu, poczułam, jak zapach poziomek przemienia się w głęboką woń polnych ziół. Chwilę jeszcze przedzieraliśmy się przez mszyste przełazy leśne, by wkrótce ostatnią prostą wspiąć się do bram idyllicznej polany, z prawa i lewa łagodnie opuszczonej w gardziele dalekich dolin. Pokrywały ją pistacjowe okładziny łąk, nierówno czesane w samurajskie koki krzewin i esowate warkoczyki huśtanej wiatrem trawy. 

Liści zielenią zagra nam wiatr 

A śpiewność ptaków tylko prawdę powie

Choć niepojęty ten cały świat 

Choć nam nie wszystko chce zmieścić się w głowie

Spójrz drzewa takie są uśmiechnięte 

I trawa oświadcza się kwiatom 

Choć nienazwane to piękne przepięknie 

Oddają się wszystkim nie biorąc nic za to

 Drzewa coś szepcą coś ciągle śpiewają 

I pełno w ich szumie jest Twojej piękności 

Choć troszeczkę o jesieni bają 

To i tak las pełen jest naszej miłości 

Zatańcz ze mną na Polanie!  Ot, tak po prostu!

Zalesiony Szczyt Orłowej  (Pasmo Równicy) 

Droga wiodła grzbietem dzikich łąk, wpadających znienacka w bujne przesmyki leśne. Po czasie znów wyprowadzała na rozległe polany, skąd sceneria dalekich czubiastych wzgórz, przywodziła na myśl niewyczerpalne piękno istnienia.

Gdyśmy – zmęczeni górską swawolą – przysiedli wśród zieleni chruśniaku, w zakurzonych tobołkach zaczęło chybotać i bulgotać. Podstępne umizgi zamka błyskawicznego opanowały dłonie Wrzosika, a ten – ani broniąc się, ani przecząc – zniewolonym ruchem palców przesunął suwak. Wtem z głębi manatów wyskoczył i zaatakował nas Syrop Mózgotrzep ukryty w ciemnej pieczarze piersiówki. Byliśmy tacy bezbronni, gdy cała jego – palce lizać – esencja osiadła na powierzchni naszych języków, a bukiet przypraw korzennych zanurzonych w miodzie i spirytusie rozprawiał się z naszymi kubkami smakowymi.  Anioł Zadumany z właściwym dla siebie zadumaniem łypnął krągłymi, świetlistymi oczyma i zawiesił pod wąsem perlisty zadumany uśmiech, Anioł Wrzosowisk przybrał wrzosowy odcień i poróżowiała mu wrzosowa dusza – wsparł się o moje ramię i gotów odlecieć na niebieskie ptasie polany – a ja, jak to Anioł Artysta, uczciłam swój łyk syropu minutą ciszy, by po chwili rozśpiewać cały las górską kołysanką, a dziś Wam o tym artystycznym łyczku, artystycznie opowiedzieć!

Skończywszy się mościć, poderwaliśmy się ku dalszej drodze, wraz z nami poderwały się duchy wielkich drzew. Ich smagłe pnie przywarły do siebie, jak żagwie rzucone w szkielet ogniska.
I zaczęły tańczyć. Tak samo, jak te drzewa z bieszczadzkich Rawek, w których obraz – zdumiona – patrzyłam przed dwu laty.

Wreszcie w oddali wyłonił się piękny, zarośnięty do połowy czerep północnego stoku Trzech Kopców Wiślańskich. To tam zmierzaliśmy.

Tajemne są góry w swej mądrej urodzie. Fuzja barw, odgłosów, faktur wpuszcza światło wolności w stęchłą celę naszych istnień – od brzegu do brzegu wypełnioną zaświatowym wołaniem, co drży i skrzy się w przezroczach, przydymionego mgłą, zwierciadła czasu. Wskazówka wybija kurantem.  

Tyk…Tyk….   

A one łagodne i ciche, przysiadły na kolebce Ziemi, szczytami wznosząc się ku błękitom przestworzy. Już zanurzamy się w sen dostatni. Już zlizujemy z zakrzepłych kamieni ślady swoich stóp. Jelenie dawno zrzuciły swe galowe wieńce. Dmuchawce w świat porwał powiew wolności. Trzepot opasłych chrabąszczy rozedrgał korony liści. Marszowym pogwarem, przy wychowie czerwi, zaszumiały trzmiele. Brzęknięciem zawleczki rozpienione piwo złożyło zapowiedź orzeźwienia. Chcielibyśmy tu pozostać choćby chwilę dłużej. Choćby na zawsze! Jak tu pięknie! Jak szczęśliwie!
By wezwać obsługę, uderz mocno i energicznie kamieniem w patelnię.
Przed Państwem… Telesforówka!

Cicho przebrzmiewają szepty pordzewiałych zawiasów i chrzęsty wygiętego w obręcz pręta, służącego za klamkę. Ze sparciałych drzwiczek odchodzą plastry zasuszonej farby, a ściany przypominają zbitkę starych sztachet, w które tchnęło nowe życie.
Czas płynie wolniej. Prawie nic na sprzedaż.
Tak było jeszcze wtedy. Obecnie, w nowym budynku otwarł się lokal gastronomiczny. Żywię głęboką nadzieję, że nie wyprze on klimatu tego miejsca.
Telesforówka, którą pamiętam, zawsze smakować będzie pieczywem z przepysznym smalcem i chłodnym, lemoniadowym piwem.

W czasach PRL-u, na ekranach telewizyjnych, emitowana była bajka, w czołówce której, bohater, Smok Telesfor, przyjeżdżał autem, a z rury wydechowej wydobywały się kłęby dymów. Dylematy Smoka Telesfora rozwiązywane były sporą dawką humoru i wesołych piosenek. Znacie to? Cztery słonie, zielone słonie  Każdy kokardkę ma na ogonie Ten pyzaty, ten smarkaty Kochają się jak wariaty!  

Któż nie chciałby oddać się dziecięcej fantazji w oldskulowej furze Smoka Telesfora – emerytowanym volkswagenie garbusie – na szczycie bajkowej góry?! Hi, hi…

Omamieni – zapierającym dech w piersi – pejzażem pomarszczonego konturu gór, padliśmy na środku łąki i wygiąwszy ciała w pałąk, spletliśmy węzeł z naszych nóg, wnosząc go hen, do nieba, z beztroskim okrzykiem:

TE – LE – SFO – RÓW – KA !!!  

Anioł Zadumany wsparł łokieć o zastygłe łany łąki, przypatrzył się pobielonym żaglom, nieśpiesznie zawijającym do portu dnia, i – jakby chciał je zatrzymać – westchnąwszy półgłosem; tęsknym i nieobecnym, tropił je długo i wytrwale. Przystanęły, usłużnie naprężając przezrocza powietrzne. Niby mgnienie – czyjąś jeszcze obecność poczułam wśród nas. Wtem źrenice przeszkliły mu się maleńkimi świetlikami promieni, a zadumana dusza wniosła się i poszybowała do niebotycznych obłoków. Bajał z nimi długo, nim do nas powrócił – lecz, gdy powrócił, to odmieniony w swej cichej zadumie. 

Na nabrzmiałym gruźle ziemi, wśród czesanych wiatrem pukli trawy, w łagodnym półśnie spoczywał Anioł Wrzosowisk. Po jego zapłonionym słońcem czole, przechadzały się delikatne wiązeczki światła, powoli osuwając się w pomrokę przymkniętych powiek. W słonecznej aureoli, zwieszonej nad jego głową, huśtał się malutki Pawik o karminowych skrzydłach, ufarbowanych tęczowymi mgławicami. A ten muskał go oddechem i z umiłowaniem stulał zaplecione w marzenia palce, rozchylając bramy wrzosowego raju. Bezgłośnie, z przejęciem, obserwowałam go w tej fantazyjnej modlitwie, wchodząc za nim po długich – długich schodach, hen, aż po bezkresne uroczyska anielskich wrzosowisk.  Tyle w ich obecności było nienazwanego piękna. Tyle zieleni drzew i modrości nieba. Tyle dzieła zdjętego z gór… 

Idzie Anioł wśród zieleni – dobrze mu się wiedzie

Pełno drobnych ma w kieszeni i przyjaciół wszędzie

Nie masz szczęścia na tym świecie i sprawiedliwości

Anioły piją piwo trzecie – diabeł im zazdrości

Mówi diabeł; Postawcie kufla – Bóg Wam wynagrodzi

My artyści w taki upał żyć musimy w zgodzie! 

Piwa, nalejcie piwa, nalejcie piwa

Od tego piwa  się głowa kiwa  Nalejcie piwa! 

20 Replies to “”By wezwać obsługę, uderz mocno i energicznie w patelnię” Smok Telesfor i leśni bracia z Baraniej.”

  1. Masz niezwykły dar więc puszczaj to serce i dziel się wytworami tej niesamowitej fantazji aby i inne serca nacieszyć się mogły i nawet w środku nocy radowały się zapachem wiatru������. Serdeczności wszelkie ����

  2. Myślę, że sam Victor Hugo nie powstydziłby się takiego komentarza…Hi, hi.
    Dziękuję za współodczuwanie piękna gór! Strasznie cieszę się, że mogę się z Wami dzielić.
    W takich chwilach, serce samo rwie się, by ponieść się, ponieść, daleko! Bo fantazja jest od tego, żeby marzyć na całego! Marzmy więc wszyscy o pięknych, bezkresnych wrzosowiskach! Pozdrawiam.

  3. Twoje pisanie bardzo rozbudza wyobraźnię już od pierwszych zdań. Nieomal jakbym sam podażł za tym wiatrem i za tą grupką rozmiłowaną w pięknie przyrody a wypełnioną duchem przygody. Fotka dłoni z kanapką w lot przywiodła mi na myślfotkę z bułką😉

  4. Skaranie Boskie z Tą,, Skazaną… "����������������-nie dosyć że cały przemoknięty od deszczu i rosy próbując dotrzymać kroku, utaplany w błocku wpasowując się w czeluści korzeniowej jamy i podrapany ��������podczas jej opuszczania������, cały w poziomkowym soku������( kto to wszystko dopierze ������?),nie dość że w uszach dzwoni krzykiem obijanej patelni������ to jeszcze cały smalec pochłonięty i nic nie zostało żeby chociaż nozdrza nacieszyć������, całe paliwo wyjeżdzone ���������� w tej szalonej, cudownej romantycznej rajzie ( nic nie mówcie Garbuskowi ������) ; to na dokładkę sam Victor Hugo ze swoim czterostronicowym opisem sztormu w powieści,, Człowiek śmiechu " wpadłby w kompleksy w konfrontacji z Jej sposobem przedstawienia życia natury����������. I jeszcze w to wszystko wmieszała magię.. ������- usiadłem do lektury z pełnym kubkiem gorącej herbaty a kiedy kończyłem, to chociaż będąc spragnionym po trudach i wrażeniach kubek dalej był pełny☕.Dziękuję za tą podróż, za chwile tam przeżyte i za powrót do wspomnień. Oraz za nowe marzenia ��������������. Fakt że zmieściłaś się w Garbusku nijak się ma do faktu Twej wielkości. Jesteś wielka… i już ��������������������������������. I czekam na CDN. ����������

  5. Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi
    Wcześniej niż oczekiwałem przyszły te cieplejsze dni
    Zdjąłem z niej zmoknięte palto, posadziłem vis a vis
    Zapachniało, zajaśniało, wiosna, ach to Ty!

    Jesteś magiczna.
    Środek nocy, a świat nagle taki słoneczny… 🙂

    Piotr

Skomentuj Skazana na gór dożywocie Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.