Mogłam
wśród dewotek rozmodlonych
być szantrapą najprawdziwszą;
zapiąć stójki, wdziać welony
nieporadnym na dziewictwo
na najwęższą z krętych szos
wybiec z deszczem granatników
i pochwycić w sidła los
sprośnie tłustych polityków
patrzeć w mgliste ślepia drańców
gdy wyciągną strusie szyje
defilując wśród wygnańców
w popieliska i w pomyje
poślubionym odjąć smutków
pomóc zwinąć im banderę
i ocalić ich od skutków
żeby mogli iść w cholerę
wrzeszczeć w blasku błyskawicy
jak zwierz rżnięty mroczną nocą
– gdy krew strzeli do tchawicy
kłusownicy truchło zniosą
być mentorem wszystkich świętych
bo i świętym trzeba wiary
zanim komuś pójdzie w pięty
cała świętość i fanfary
wypić z bandą społeczników
luksusowe wino z mleczy
wskoczyć z nimi do sejmików
i na przykład kraj uleczyć
lecz cóż z tego gdym artystką
z nami nikt się tu nie liczy
ważne by nie było brzydko
na portretach wać paniczy
obserwuję świat – wiadomo –
po to tylko żeby tworzyć
a co z tego przyjdzie komu
czas w rachubie swej wymnoży
Wołam – przez ukropy życia
idąc chyłkiem, we mgle, w cieniu –
że nie jestem bezimienna,
więc mi mówcie po imieniu.
– Skazana na gór dożywocie, 22/23 luty 2020r.
