Świt nad Granią Hrubego

Złotookich turni cienie 
Rozstrzeliły się w topieli 
Mrok strzepawszy na kamienie
Wyszły rzędem krwawych bieli
Ponad marą w syk przestworzy.
Rozdarł wiatrem moje włosy,
Drgnął w powietrzu oddech Boży
I wybiegły z mgieł  kolosy.
Wstąpił turni załom w wodę
Niby wzrok na szyi diabła
Oniemiona schylam głowę – 
Przed  gór splotem ziemia padła!
Grań  Hrubego od Furkotnej
Ponad gniewne wzrasta życie
Pieni gardła swe zalotnie
Kozic słysząc dech o świcie.
Od Młynickiej pion spękany
Drwi nad śmierci skronią dumnie
Stają dęba wszystkie ściany
Przepaść czarna. Otwór w trumnie.
Jednych łachman, prochów wielu
Co zazdrostką zbroczą cienie
Trzeba Ci mój przyjacielu,
Nim zakopać dasz się w ziemie.
Mi demonów, orłów, Boga
Co w ramiona chwycą ciało
W Tatr pajęczyn – smuga sroga
Żeby w przepaść nie spadało 

– Skazana na gór dożywocie

11 Replies to “Świt nad Granią Hrubego”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.